Ciach! Miesiąc minął jak z bicza
strzelił, a z nim piękne (i przeżyte w pełnym zdrowiu - tak,
tak!) Święta. Nadszedł Nowy Rok, przyniósł nowe sprawy i nowe
poświąteczne kilogramy – u dzieci jak najbardziej naturalne i
pożądane, u rodziców nieco mniej.
Z opóźnieniem
wszystkim tu zaglądającym życzę
cudownego, błogosławionego i
przeżytego jak najpiękniej roku 2014! Niech Wasza radość rośnie
każdego dnia jak moje Pisklaki, czyli bardzo szybko!
:D
Świąteczny czas Sowa spędził
szczęśliwie w domu, korzystając z pożytecznej i kochanej przez
całą rodzinę opcji urlopu. Kurka zatem korzystała z pięknego
czasu wraz z nim, a internety leżały odłogiem, czasem tylko były
śledzone jednym oczkiem przy karmieniu, przy stosunkowo nikłym
udziale rąk.
Od ostatniego postu wydarzyło się
bardzo wieeele. Pisklak Młodszy zwłaszcza przeobraził się z
malucha chodzącego nieśmiało na małych szczudełkach w stworzenie
zdecydowanie i jedynie dwunożne, poruszające się zaskakująco
szybko jak na tę długość kończyn, zwłaszcza w kierunku szczotki
do kibelka.
Dziąsła PM wydały obfity owoc w
postaci kształtnych łopat, które wyszły po wielu bólach, kwikach
i innych przyjemnościach, odbitych w postaci podków pod oczami
rodziców.
PM wydawszy na świat uzębienie, gdy
jego kasowniki dolne były już całkiem konkretne, a górne
nieśmiało wystawały nad powierzchnię dziąsła, zorientował się,
że ich powierzchnię można zewrzeć ze sobą. Było to na ramieniu
matki, nieświadomej niczego.
Nagle rozległ się zgrzyt bram
Mordoru. Matka aż się rozejrzała z lekkim popłochem wyglądając
atakujących orków, gdy okazało się, że to Pisklak testuje
zgrzytalność swoich zębów. Tak, to niezwykłe, że zębami można
wydawać dźwięki. Mordercze zgrzyty w zintensyfikowanej wersji
towarzyszyły nam jeszcze przez parę dni, aż czynność została
porzucona, jako coś oswojonego i wypróbowanego. Uff!
Przeszliśmy właśnie świeżo
zapalenie spojówek. Najbardziej dotkliwie przeżył je Pisklak
Młodszy, który pewnego dnia zaczął mocno trzeć oczyska,
następnego już wyglądał jak udręczony młody Werther.
Zapaleniu towarzyszy katarek, z którym
toczę regularne boje. Pisklak Starszy dba o moją kondycję i bez
ostrzeżenia wypuszcza intruza pod dużym ciśnieniem i wtedy bawimy
się za katarkiem w zabawę „kto pierwszy na podłodze”. Na razie
ja wygrywam 4689 do 18. Aż 18 razy katar był szybszy, ale nie
zawsze lądował na podłodze. W każdym razie gdzieś tam lądował.
Niestety nadal walka trwa, cały dzień
towarzyszy nam bulgot i ciężkie sapanie na tyle sugestywne, że
jest nam wszystkim nieco duszno!
Na szczęście za oknem pada piękny
śnieg (chwilowo w postaci płynnej), który osładza nam ten
wymagający czas. Tu płynie i tam płynie.
Piękną mamy wiosnę tej zimy!