Wczoraj gdyby mi ktoś podstawił
statek kosmiczny pod dom, to wsiadłabym z chęcią.
Albo wsadziłabym dzieci.
Kanapki i kaszka na drogę, pakiet
pieluch i adieu!
Prześlijcie kartkę z Neptuna, dajcie
znać jaka pogoda.
No myślałam, że wyjdę z siebie i
stanę obok. Bo znów mamy choróbsko. Po raz 93485798698739 w tym
roku.
Przez półtora tygodnia było u nas
ZDROWIE, taki rzadki gość. Posiedziało, rozejrzało się, ziewnęło
i stwierdziło, że sobie idzie, dość tego siedzenia.
I znów infekcja. Dudle, kaszle,
temperatury, przechurchlane i przepłakane noce.
Pisklaki biedne, nic nie poradzą na
ten stan.
Ja też nie poradzę.
Ale już też brak mi sił i szukam
winnych.
Ktoś musi być winien!
Patrzę do lustra, tam jakaś kobieta w
podeszłym wieku, pytam się, gdzie jest Kurka, a ona mi na to, że
to chyba jakaś pomyłka, że Kurka poleciała na wycieczkę w kosmos
i teraz ona jest na posadzie. Taka trochę podobna do mnie, tylko
blada, z workami pod oczami i smutnym obliczem. Bluzkę ma całą
wysmarowaną, na głowie włosy na kształt stogu siana. Stogu
układanego przez jakiegoś chłopa po paru głębszych chyba.
No...
Wczoraj od rana był koncert w duecie,
PM biedny, widać go brało mocno. Obydwaj od rana ryk, kaszka nie,
nocnik nie, wszystko hurtem – nie! PM pluł syropami, które
usiłowałam mu wlać do dzioba, dalej niż widział.
Lekkie oddalenie od matczynego ciała
(od 30 cm wzwyż) było traktowane zdecydowanie jako zbrodnia.
Co 20 sekund w tle było słychać
takie szszpfpfffszzpfff!!!! po czym okrzyk: KATALEEEEEK!!! I ufne
oczekiwanie aż matka natychmiastowo, z dziecięciem przypiętym do
biustu, a prędzej wyjącym w niebogłosy, dobiegnie potykając się
o zabawki... Oszczędzę tu szczegółowego opisu.
Nie pytajcie też czy padał deszcz i
było szaro, żeby czasem nie wyjść na spacer. I jak bardzo pusta
była lodówka, klasycznie, żeby nie było co jeść. Na widnokręgu
żadnej krzepiąco obfitej rolki papieru toaletowego, nie wspominając
o chusteczkach do wycierania zasmarkańców. A powinny stać co 1 m,
na ramieniu zaś powinnam mieć instalację jak w kibelkach
publicznych z wielką papierową płachtą gotową do wycierania.
Dość, dość, dość.
Kończę już ten przygnębiający
wywód. Musiałam, bezwzględnie musiałam dać upust mej frustracji.
To była jedna setna wczorajszego
sielskiego klimaciku.
Zdrowie, proszę wróć i zostań na
dłużej.
Dzisiaj wychodzę z domu. Może pani z
lustra sobie pójdzie i wróci Kurka?
Jestem za!
Kończę, naprawdę, bo dziecko mi
jeździ ciężarówką po klawiaturze.