Nasi Synowie są posiadaczami grającej piłki.
Piłeczka wygrywa
radosne melodie, liczy do dziesięciu, a kopana śmieje się i
dopinguje (nadstawia drugi policzek, można rzec).
Zabawka uruchamia
się po naciśnięciu nosa piłki (o ile piłki mają nosy), reaguje
na ruch, czasem mam wrażenie, że wyczuwa nawet ruch robaczkowy
moich jelit.
Czasem wieczorem
odkładamy Dziecięta z zapartym tchem, wiedząc, jak płytki potrafi
być ich sen. No, PS może ma już sen nieco mocniejszy, PM śpi jak kura
na grzędzie, zawsze czujny.
Taka sytuacja:
wchodzę do pokoju z dzieckiem na ręku.
Jest cisza.
Staram się nie
skrzypnąć drzwiami, nie wejść w nic, nie potknąć się.
Sen mego dziecka,
choć ulotny, trwa.
Nagle trącam coś
nogą
i rozlega się
radosne:
„HURRA, HURRA,
CHODŹ W PIŁKĘ GRAĆ, DO BRAMKI STRZEL I ZNÓW SIĘ ŚMIEJ!”.
Ciśnienie
opada...
Hurra, hurra!
To, żeś Matko strzeliła gola :) Mnie jak Starszak był mały systematycznie budziło rżenie "Wesołego Konika" :)
OdpowiedzUsuń