czwartek, 21 listopada 2013

Znowu chorzy


Wczoraj gdyby mi ktoś podstawił statek kosmiczny pod dom, to wsiadłabym z chęcią.
Albo wsadziłabym dzieci.
Kanapki i kaszka na drogę, pakiet pieluch i adieu!
Prześlijcie kartkę z Neptuna, dajcie znać jaka pogoda.

No myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. Bo znów mamy choróbsko. Po raz 93485798698739 w tym roku.
Przez półtora tygodnia było u nas ZDROWIE, taki rzadki gość. Posiedziało, rozejrzało się, ziewnęło i stwierdziło, że sobie idzie, dość tego siedzenia.
I znów infekcja. Dudle, kaszle, temperatury, przechurchlane i przepłakane noce.
Pisklaki biedne, nic nie poradzą na ten stan.
Ja też nie poradzę.
Ale już też brak mi sił i szukam winnych.
Ktoś musi być winien!

Patrzę do lustra, tam jakaś kobieta w podeszłym wieku, pytam się, gdzie jest Kurka, a ona mi na to, że to chyba jakaś pomyłka, że Kurka poleciała na wycieczkę w kosmos i teraz ona jest na posadzie. Taka trochę podobna do mnie, tylko blada, z workami pod oczami i smutnym obliczem. Bluzkę ma całą wysmarowaną, na głowie włosy na kształt stogu siana. Stogu układanego przez jakiegoś chłopa po paru głębszych chyba.

No...
Wczoraj od rana był koncert w duecie, PM biedny, widać go brało mocno. Obydwaj od rana ryk, kaszka nie, nocnik nie, wszystko hurtem – nie! PM pluł syropami, które usiłowałam mu wlać do dzioba, dalej niż widział.
Lekkie oddalenie od matczynego ciała (od 30 cm wzwyż) było traktowane zdecydowanie jako zbrodnia.

Co 20 sekund w tle było słychać takie szszpfpfffszzpfff!!!! po czym okrzyk: KATALEEEEEK!!! I ufne oczekiwanie aż matka natychmiastowo, z dziecięciem przypiętym do biustu, a prędzej wyjącym w niebogłosy, dobiegnie potykając się o zabawki... Oszczędzę tu szczegółowego opisu.

Nie pytajcie też czy padał deszcz i było szaro, żeby czasem nie wyjść na spacer. I jak bardzo pusta była lodówka, klasycznie, żeby nie było co jeść. Na widnokręgu żadnej krzepiąco obfitej rolki papieru toaletowego, nie wspominając o chusteczkach do wycierania zasmarkańców. A powinny stać co 1 m, na ramieniu zaś powinnam mieć instalację jak w kibelkach publicznych z wielką papierową płachtą gotową do wycierania.

Dość, dość, dość.
Kończę już ten przygnębiający wywód. Musiałam, bezwzględnie musiałam dać upust mej frustracji.
To była jedna setna wczorajszego sielskiego klimaciku.
Zdrowie, proszę wróć i zostań na dłużej.

Dzisiaj wychodzę z domu. Może pani z lustra sobie pójdzie i wróci Kurka?
Jestem za!

Kończę, naprawdę, bo dziecko mi jeździ ciężarówką po klawiaturze.




1 komentarz: